28 marca 2013

Chapter 2


Woń smażonego bekonu i jajek delikatnie pieściła moje nozdrza. Ślina powoli napływała mi do ust. Ku memu zdziwieniu, w momencie gdy otworzyłem oczy, ujrzałem Sama, który wpatrywał się we mnie zaledwie 5 cm od mojej twarzy. Obok niego siedziała Carson, która oczywiście nie robiła nic innego jak tylko jadła. Popatrzyłem na mahoniowy stolik nocny, który leżał tuż obok mojej czarnej kanapy. Widniał na nim talerz z tłustym, smażonym bekonem i dwoma jajkami sadzonymi. Jak to miło z jej strony, że dla mnie również zrobiła posiłek. Już zabierałem się do jedzenia, gdy Sam chrząknął. Spojrzałem na niego i już prawie czułem pierwszy kęs bekonu, gdy on chrząknął ponownie.
- No co?  - odparłem nie zrozumiawszy o co mu chodzi
- Nie widziałeś mnie tyle czasu, to może się chociaż przywitasz? – odparł z tym swoim seksownym, brytyjskim akcentem, na który leciały wszystkie laski. Później zrobił jeszcze swój specyficzny uśmieszek, od którego ulegają również faceci.
- Ekhm, cześć?
- I to tyle? Nie widziałeś mnie miesiąc i co? Jeszcze może mi rękę podasz na powitanie? No chodź, braterski uścisk! – zwlekłem się z łóżka i przytuliliśmy się ‘na niedźwiadka’. Spojrzałem mu w oczy. Miesiąc, cztery tygodnie, trzydzieści jeden dni. Nie widziałem go przez cały miesiąc maj. Dopiero teraz, patrząc w te stalowo-błękitne oczy poczułem jak bardzo się za nim stęskniłem. Wyjechał do Anglii, do rodziny. Jego mama poważnie zachorowała. Podejrzewano najgorsze… Miał pojechać się z nią pożegnać. Jednak lekarz zauważył ogromną poprawę w jej stanie zdrowia. Jest 80% szansy, że całkowicie wyzdrowieje.
Carson spojrzała na nas i parsknęła.
- Serio? Niedźwiadek?! Miesiąc rozłąki, a wy nie potraficie normalnie się przytulić? Chrzańcie te wasze zasady męskości! – spojrzeliśmy z Sammym to na siebie, to na Car. Miała rację. Padliśmy sobie do ramion jakbyśmy nie widzieli się parę lat. Poczułem zapach jego perfum. Tak dawno go nie czułem… Po 2 minutach uścisku zaczynało być już trochę dziwnie, więc się puściliśmy.
- Jakieś plany na dziś? – zapytałem opychającym się moim przepysznym śniadaniem.
- Zamierzamy wpaść do Abby na imprezkę, a później chcemy zrobić pidżama party u Car w domu. I nie jakieś bitwy na poduszki, malowanie paznokci, tylko typowo męskie pidżama party. Gry komputerowe, wrestling, rozgrywki NBA, gitar hero.. Chris nas zaprosił! Będzie niezły odjazd! Wchodzisz w to?! – spojrzałem na jego twarz. Widziałem tańcujące ogniki szczęścia w jego oczach, a na jego ustach widać było uśmiech, którego nie widziałem od długiego czasu. Carson była również szczęśliwa. Ona nie mogłaby ominąć nawet męskiego pidżama party. Uwielbia to co chłopacy i to co dziewczyny. Jest niemożliwa!
- Oczywiście, że wchodzę! – wykrzyknąłem śmiejąc się.
- Tylko co do tej imprezy u Abby… - zacząłem ponuro, lecz przerwał mi śmiech Carson.
- O co ci chodzi, chora psychicznie dziewczyno? – spytał Sam, jak zwykle śmiejąc się z jej nagłych, nieopanowanych napadów śmiechu
- Nasz kochany Nathan boi się swojej dziewczyny. Unika jej od jakiegoś tygodnia. Nie odbiera od niej telefonu. Słyszałam od Quinn, że Abby wyprawia tę imprezę tylko po to, by zwabić do siebie swojego chowającego się chłopaka!
- Nieprawda! – krzyknąłem. Właściwie to była prawda, ale aż głupio było mi się do tego przyznać. No bo co za normalny 16-latek ucieka przed swoją dziewczyną? A co dopiero się jej boi…
- Nate, jeżeli nie chcesz być już z Abby to powiedz jej o tym. Powinna o tym usłyszeć od ciebie, a nie domyślać się po twoim unikaniu jej. Noo i wiesz. Dużo chłopaków stoi w kolejce do niej… - tu puścił mi perskie oczko. I w tym momencie poczułem zazdrość, co kompletnie mnie zaskoczyło, bo myślałem, że wszelkie uczucia do Abby uleciały… Nie! Nie będę o tym teraz myślał. Nie teraz, nie wtedy kiedy mój przyjaciel znowu jest w mieście!
- A kto powiedział, że nie chcę? – zignorowałem wymowne spojrzenie Car.
- Rozkręcimy tę imprezę!!! – wykrzyczałem i wyskoczyłem z łóżka. Tak dla podkreślenia efektu…


*     *     *


- Jak wyglądam? – tak, możecie uznać to za zabawne, że pytam o to moją mamę, bo to oczywiste, że zawsze będzie mi mówić, że wyglądam pięknie, cudownie i w ogóle, no ale cóż… Carson się jeszcze szykuje u siebie, a Sam za chwilę dopiero wpadnie.
- Magicznie, synku! – powiedziała i pocałowała mnie w policzek. Normalka. Westchnąłem. Poszedłem zaczerpnąć porady eksperta w dziedzinie mody i dobrego wyglądania, i niestety jest to również mój największy wróg – Jessica, moja złowroga starsza siostra.
- Wyglądasz jak idiota! – usłyszałem. Noo tak, tego było mi trzeba.
- A może chociaż powiedz co poprawić! – odparłem wkurzony
- Po pierwsze, ściągnij ten krawat! Po drugie, wyjmij koszulę ze spodni! – zastosowałem się szybko do poleceń.
- Hmmm… Teraz wyglądasz nie najgorzej. Ale mógłbyś się jeszcze popsikać jakąś wodą kolońską.
Oceniłem swój wygląd w lustrze. Koszula w czarno-granatowo-szarą kratę swobodnie opadała na beżowe spodnie. Na stopach lśniły białe, pierwszy raz założone air force’y.
- Czołem głąbie! – usłyszałem męski głos, zanim osoba, do której on należy wskoczyła mi na barana. W tym właśnie momencie pomyślałem, że muszę znaleźć normalniejszych przyjaciół.
- Schodź idioto! Pognieciesz mi koszulę! – krzyknąłem
- To doda tego seksownego looku, wiesz… - zachichotał
- Cześć przystojniaku – usłyszałem głos Jessici i odwróciłem się, a Sam zleciał z moich barków na ziemię. Podniósł się szybko i uśmiechnął zalotnie. Czarne dżinsy ciasno okalały jego umięśnione nogi. Miał na sobie dżinsową koszulę. Spojrzałem na jego stopy. Preferował trampki od adidasów, więc miał na sobie czarne, długie conversy.
- Witaj ślicznotko – odpowiedział. To taki ich zwyczaj. Już się nawet przyzwyczaiłem. Tak zawsze się witają albo i jeszcze czulej. Nawet byli kiedyś razem przez jakiś miesiąc, ale uznali, że ciągnie ich do siebie tylko wygląd fizyczny, a to raczej nie jest dobra podstawa dla związku.
- Zanim skoczycie sobie do majtek, możemy iść na imprezę? – spytałem, patrząc to na nią, to na niego.
- Bardzo zabawowy jesteś – usłyszałem cięty komentarz Sama.
- Idiota – szepnęła pod nosem Jess.
- Komu w drogę, temu czas!

Popsikałem się jeszcze, jak siostrzyczka mi poradziła, wodą kolońska i ruszyliśmy moją Impalą w drogę.
Na miejscu spotkaliśmy się z Carson. Wyglądała olśniewająco. Różowa sukienka przed kolano była trafem w dziesiątkę. Górna część sukni była obcisła i podkreślała atuty figury Car, a od talii leniwie opadała w dół. Do tego ubrała czarne szpilki, które odkrywały jej pięty i palce. W ręce trzymała małą, czarną kopertówkę. A włosy… Swobodne brązowe fale opadały jej na ramiona, a wpięte w nie miała małe, jasnoróżowe kwiatki.
- Wyglądasz niesamowicie – rzucił Sam.
- Dzięki, wy też nieźle się prezentujecie. Możemy? – zapytała pokazując głową w kierunku wejścia.
- Jasne! – odkrzyknęliśmy. Gdy tylko weszliśmy do mojego boku doskoczyła, jak jadowita żmija, Abby.
- Gdzie ty się do cholery ukrywałeś tyle czasu!? – zachichotała rozkosznie i pocałowała mnie. Złapałem ją za ramiona i delikatnie odciągnąłem od siebie.
- Możemy pogadać? – zapytałem szybko. Złapała mnie za rękę i wyprowadziła z domu na podwórko.
- Mam nadzieję, że nie przestraszyła cię moja oferta. Wiem, że to dosyć szybko, ale wydawało mi się, że jestem gotowa. Jeżeli ty nie jesteś, w pełni to rozumiem i nie pośpieszam – powiedziała jąkając się.
- Nie, to nie o to chodzi Abby. To nie to, że nie byłem gotowy na seks. Chodzi o to, że… nie chciałem go w ogóle z tobą uprawiać. Naprawdę cię lubię, ale zrozumiałem, ze chyba nie w taki sposób, jak byś tego ode mnie oczekiwała. Przepraszam, jeżeli cię zraniłem. To jest ostatnia rzecz jakiej chciałem.
Spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczyma i widziałem jak w nich  zbierają się łzy. Boże, ale ze mnie idiota. Mogłem nic nie mówić. Mogłem się z nią przespać. Nie chcę, by przeze mnie płakała.
- Ale idiota ze mnie…
- Przestań! Idiota, dlatego że powiedziałeś prawdę? – otarła łzy i przytuliła się do mnie. Objąłem ją jedną ręką.
- Cieszę się, że powiedziałeś mi prawdę. Naprawdę. Szkoda tylko, że jest ona taka smutna, ale tego od siebie oczekiwaliśmy, prawda? Na tym był oparty nasz związek i cieszę się, że na tym oparty się również zakończył. Że nie nakryłam Ciebie całującego się z Carson albo jakąś inną dziewczyną. Bo nic nie czujesz do niej, ani do innej, tak?
- Nic, a nic. Słowo harcerza.
- To dobrze, a teraz idź się baw. W końcu impreza trwa! – zawołała i uśmiechnęła się.
- A czy pomimo wszystko, mógłbyś ze mną zatańczyć jeden taniec? – dodała jeszcze i pociągnęła mnie w kierunku zabawy.
- Oczywiście! Jakże mógłbym odmówić! – uśmiechnąłem się i kamień spadł mi z serca. I nagle coś mi zaświtało.
- Czekaj chwilę – zatrzymałem ją.
- O co ci chodziło z tym, czy coś czuję do Carson? To ty jej kazałaś pocałować mnie wczoraj, prawda? – spytałem, strzelając w ciemno. Nie miałem prawie żadnych podstaw, za to mam takie przeczucie…
- Prawda. Bałam się, że mogłeś się w niej zadurzyć. Ona mówiła, że to nonsens, ale zgodziła się przeprowadzić mały test.
- I co? Zdałem?! – odparłem wkurzony. Czułem jak zaczynało we mnie pulsować. Jeżeli nie pomyślałbym o czymś przyjemnym, pewnie za sekundę zamieniłbym się w Hulka.
- Przepraszam! Wiem, że to było idiotyczne z mojej strony, ale to ty się ukrywałeś przede mną przez ostatni tydzień! Żadnego znaku życia, żadnego! Myślisz, że było mi łatwo? Miałam okropne wizje przed oczami, wolałam pozbyć się choćby jednej z nich…
- Masz rację, było idiotyczne! – krzyknąłem, ale postanowiłem się trochę bardziej opanować, bo i tak już ją wystarczająco zraniłem.
- … ale wybaczam ci – szepnąłem jej na ucho.
Spojrzała na mnie zdziwiona, ale uśmiechnęła się. Złapała mnie pod pachę i poszliśmy zatańczyć.

*      *      *

Siedząc na sofie patrzyłem na tych wszystkich imprezujących nastolatków. Z głośników muzyka głośno dudniła, a w powietrzu czuć było zapach potu. Oddychałem ciężko, zmęczony całym tym tańczeniem. Wodziłem oczami po ludziach i szukałem znajomych twarzy. Dziwne to, ale mało z nich chodziło do naszej szkoły. Reszta wyglądała na trochę starszych.
- Niezła impreza, co? – dosiadł się obok mnie lekko wstawiony Sam, pijąc whisky z plastikowego, czerwonego kubeczka. Spojrzałem na niego i zachichotałem.
- Pora się zbierać. Chris pewnie już się zwinął i zaczyna bez nas – dopiłem zawartość mojego kubeczka.
- A gdzie tam, spójrz na tego babiarza! – wskazał na Chrisa tańczącego między dwoma obściskującego go dziewczynami.
- Chris! - krzyknąłem, ale nie usłyszał mnie
- Chris!!! – pomógł Sam. Nic nie dało. Wstaliśmy i lekko się chwiejąc podeszliśmy do niego.
- Chyba idziemy już, co? – zapytałem, a on spojrzał na nas a później na zegarek.
- W sumie racja. Zawołajcie Car, Liama, Conora i Bestię, a ja pójdę odpalać samochód – ku niezadowoleniu dziewczyn, opuścił je bez słowa i poszedł w kierunku parkingu. Zdziwiłem się, że chłopacy zaprosili Conora. Nie żebyśmy się nie lubili albo coś, ale… To ma być męskie pidżama party, a ten chłopak jest… No cóż, spójrzmy prawdzie w oczy. On jest gejem. Nie wiem czy będziemy się czuli przy nim swobodnie. Nie mam nic do homoseksualistów, nie jestem żadnym homofobem, ale taka prawda. Ale co ja tam mam do gadanie, to nie ja wyprawiam tę imprezę, pewnie będzie szampańsko!

3 komentarze:

  1. Anonimowy3/28/2013

    Już lubię tego Conora *.* Haha, no i gej na męskim piżama party? Ty to masz pomysły, ciekawa jestem co z tego wyniknie.
    Podobało mi się, dobre jest to, że sama wszystko wymyślasz i dzięki temu nie wiemy nic zupełnie o bohaterach.
    Jedyne co mi przeszkodziło to to, że jak Abby rozmawiała z głównym bohaterem, to jakoś za łatwo im to poszło. W sensie od razu poszli zatańczyć, jakby nic się nie stało. No ale nie czepiam się już, w końcu to Twoja koncepcja. :D
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybciej. :)
    Niezalogowana queen

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy5/09/2013

    Czy mogę pobrać ten szablon?

    OdpowiedzUsuń

Statystyka

Archiwum bloga